Procesja konna

W Poniedziałek Wielkanocny 24 kwietnia 2000r. odbyła się XV Procesja Konna w Żędowicach i Zawadzkiem. Trasa wiedzie z kościoła w Żędowicach pod kościół Najśw. Serca Pana Jezusa w Zawadzkiem a następnie polami do przydrożnych krzyży. Zwykle jest pięć stacji modlitewnych: przy obu kościołach i przy trzech krzyżach. Modlitwy prowadzą jadący kapłani. Uczestnicy procesji proszą Bożą Opatrzność o dobre urodzaje i błogosławieństwo w pracach. Podczas drogi uczestnicy odmawiają cząstkę Różańca i śpiewają pieśni wielkanocne i inne.

Procesję zainicjował ks. Leonard Makiola, gdy był wikarym w Żędowicach u Ks. Emila Strzelczyka. W roku 1988 w Procesji Konnej pod krzyż na plac budowy nowego kościoła przyjechało dwóch kapłanów: ks. Makiola i ks. Jerzy Dzierżanowski, a koni było 34. Potem jeszcze do grona kapłanów-jeźdźców dołączyli Ks. Marian Stokłosa, ks. Piotr Kus i ks. Andrzej Biwo. W 1990 roku ks. Henryk Prygiel ogłaszając procesję konną powiedział: “Proszę o bryczkę, bo nie wiem, czy w Żędowicach tak mocny koń się znajdzie”. Od razu zaproponowano dwie czy nawet trzy. Ks. Henryka wozili panowie: Beno Zientek, Franek Kubilas i Piotr Brol. Dzięki życzliwości rolników i ks. Henryka bryczką mógł też jechać śp. ks. Ginter Reimann i piszący te słowa. Najpierw jechałem na jednej z księdzem Henrykiem, a od 1998 roku osobno, wiezie mnie konik pana Henryka Celucha na bryczce pana Wernera Labusa. Na bryczki zabieramy ministrantów z symbolicznym paschałem i wodą święconą oraz przenośnym nagłośnieniem.

Zwykle modlimy się przy żędowickich krzyżach na skrzyżowaniu dróg: Strzeleckiej i Powstańców Śl., Powstańców Śl. i Dworcowej, Dworcowej i Opolskiej. Zakończenie ma zawsze miejsce przy kościele w Żędowicach nabożeństwem eucharystycznym z błogosławieństwem sakramentalnym. Cała Procesja trwa około dwóch godzin (nie licząc dojazdu z i do domu).
Jest też możliwość szybkiej jazdy konnej pod laskiem. To dla głównie dla młodzieży. Choć nie tylko. Pamiętam z opowiadań pana kościelnego śp. Błażeja Łapoka, który brał udział w kilku procesjach, jak to pewnego razu chłopcy jadący obok pogonili jego konika i jak to przymusowo brał udział w wyścigu. Wszystko szło dobrze dopóki podczas galopu konik się czegoś nie przestraszył i nagle zahamował. Wtedy Błażej przeleciał przez głowę konia i, jak mówił, modlił się zlatując, żeby mu tylko koń nie uciekł, bo tak daleko będzie musiał iść pieszo. Ale konik się też przejął i pozostał. Pan Błażej już bez galopu dołączył do reszty. Dla nowicjuszy jazda konna nie jest łatwa. Kiedyś ks. Jerzy Dzierżanowski po procesji prosił pana Teodora Bogdoła, żeby mógł podjechać koniem obok fury i na nią zejść, bo tak był obolały.