Nędzny przełom XIX i XX wieku

Zachodzące zmiany gospodarcze i administracyjne wpłynęły na warunki życia mieszkańców Żędowic. Część hutników oraz robotników z likwidowanych kolejno warsztatów znalazła zatrudnienie w Zawadzkim. Dla wielu jednak upadek miejscowych zakładów oznaczał konieczność powrotu do zajęć rolniczych, które przy dużym rozdrobnieniu gospodarstw nie mogły wystarczyć za źródło utrzymania. Pozwalał ledwie na nędzną wegetacje. Rozdrobnienie, charakterystyczne dla miejscowości, w których rozwijał się przemysł, było konsekwencją postępowania dawnych feudalnych właścicieli zakładów hutniczych. W dobrach hrabiego Collony chłopi, prócz zwykłych robót pańszczyźnianych, musieli też dodatkowo pracować w hucie, między innymi dostarczając furmanek do zwożenia węgla i kruszców do kuźnic. Odrywało ich to od pracy na roli, obniżając bardzo produktywność gospodarstw. Aby otrzymać więcej rąk do pracy zakładał hrabia małe gospodarstwa chłopskie. których właścicieli nazywano zagrodnikami. Zysk był podwójny: chłopi więcej produkowali, a robotnikom uprawiającym swoje działki można było mniej płacić.
Podobne praktyki stosowano też później. Kiedy w 1836 roku powstała pierwsza kolonia robotnicza w Zawadzkiem , osiedleni w niej robotnicy otrzymali ziemię i łąki o powierzchni od 3 do 20 morgów. Nadziały te nie tylko przywiązywały pracowników do huty, ale przyczyniały się do tego, że z czasem w hutnictwie żelaza w dorzeczu Małej Panwi wykształcił się typ robotnika – rolnika. Proces jego przekształcania w typowego dla Górnego Śląska robotnika przemysłowego nigdy w zasadzie nie zastał zakończony.
W pierwszych latach XX wieku zajmowali się więc mieszkańcy Żędowic głównie uprawą ziemi i pracą w pobliskiej hucie żelaza. Na piaszczystych, podmokłych i niezbyt urodzajnych glebach siało się wtedy przeważnie żyto, owies i jęczmień, a z roślin okopowych uprawiano ziemniaki, kapustę i buraki cukrowe. Gleba IV i V klasy wymagała często nawożenia obornikiem oraz intensywnej pracy ludzkiej. Jako zwierząt pociągowych używano powszechnie krów, często będących jednocześnie głównymi żywicielami rodzin chłopskich i robotniczych.
Prócz rozdrobnienia charakterystyczna dla rolnictwa tego okresu była dominacja wielkiej własności ziemskiej zajmującej w powiecie strzeleckim ponad 70% ogólnej powierzchni gospodarstw. Oba te czynniki wpływały na ograniczenie możliwości zatrudnienia w rolnictwie, co przy małej zdolności wchłaniania nadwyżek siły roboczej przez miejscowy przemysł powodowało występowanie stałej tendencji do bezrobocia. To ukryte bezrobocie jeszcze bardziej obniżało poziom życia chłopskich rodzin.
Niedostatek i bieda często gościły w chłopskich i robotniczych chałupach. Mięso podano jedynie w wielkie święta, a pierwsze sukienki i ubranka dzieci dostawały dopiero w siódmym roku życia, kiedy szły do szkoły. Wcześniej, w domu chodziły w krótkich koszulkach. Częstym pożywieniem były placki kartoflane i mączne pieczone na piecu. Stąd „plackorze” – określenie, które trwale przyległo do mieszkańców Żędowic.
Przysmakiem ludności były ryby łowione w Małej Panwi i wybudowanym w 1836 roku przez hrabiego A. Renarda kanale łączącym staw hutniczy w Żędowicach ze stawem w Zawadzkiem. W czystej jeszcze wtedy wodzie żyły szczupaki, leszcze, karasie, liny, klenie, płocie, karpie, sumy, węgorze i miętusy. Łowiono je do saków, koszyków i wieńcierzy. Specjalnym drągiem obitym z jednego końca skórą, który nazywano „łukiem”, uderzano w zarośla rzeczne i płosząc w ten sposób ryby napędzano je do zastawionych wcześniej sieci. Złowione ryby po wyczyszczeniu solono i suszono w piecu chlebowym, a następnie układano warstwami na przemian ze słomą do skrzynek. Tak zabezpieczone przechowywano w suchym miejscy – przeważnie na strychu.
W rodzinach robotniczo – chłopskich gospodarstwo rolne było ważnym acz dodatkowym źródłem utrzymania. Uprawą ziemi zajmowały się głównie kobiety i dzieci, a uzyskiwane plony zużywano na własne potrzeby. Zarobki mężczyzn – hutników – nie były wysokie. W roku 1881 pracownicy huty w Żędowicach otrzymywali za 12 godzin pracy od 0,5 do 1,62 marki. Litr oleju jadalnego kosztował wtedy około 5 marek. Płace robotników na Śląsku były zresztą o wiele niższe niż w innych regionach przemysłowych Niemiec. Według danych rządowych przeciętny zarobek roczny hutników w 1881 r. Wynosił 575,6 marek. Różnice sięgały więc niekiedy 50%.
W miarę likwidacji zakładów w Żędowicach coraz więcej robotników pracowało w oddalonej o 4 km hucie w Zawadzkiem. Praca przy piecach oraz w przyhutniczych warsztatach zawsze była bardzo ciężka. O trudzie hutników pisał poeta Walenty Róździeński (1566-1622):

„Patrzcie, jako się ty na mnie skwarzy ciało,
Azaz u nas w tym ogniu mamy męki mało.
Płomień leci z iskrami w oczy jak perzyny
Piekę się ustawicznie ogniem z każdej strony”.


Mimo postępu technicznego, zwłaszcza w XIX w. trudy i niebezpieczeństwa związane z wykonywaniem tego zawodu niewiele się zmniejszyły. Dymy i gazy unoszące się z pieców oraz wielki wysiłek fizyczny niszczyły ich zdrowie. Częste były poparzenia i okaleczenia, co przy niedostatecznej opiece lekarskiej i raczkującym systemie zabezpieczeń socjalnych było przyczynami wielu tragedii hutników i ich rodzin.
Do wyczerpującej dwunastogodzinnej pracy dołączał jeszcze brak odpowiedniego wyżywienia i wygód domowych, oraz szkodliwy zwyczaj „zalewanie upalonych serc piwem i gorzałką”. Wyczerpany długą pracą robotnik wstępował zwykle do karczmy, gdzie po wypiciu szkodliwego trunku tracił resztki sił. Po powrocie do domu zjadał ubogi posiłek i bez czucia legał na swoje łoże.
Następnego dnia zrywał się o świcie i jak co dzień zaopatrzony w kilka upieczonych przez żonę placków wyruszał do pracy.Nic więc dziwnego, że przy takim stylu życia stan zdrowia hutników nie był najlepszy. Z powszechnym nadużywaniem alkoholu walczył założony przy parafii Kielcza w roku 1846 Związek Członków Trzeźwość. W 1900 roku ze związku tego wyłoniło się Towarzystwo Umiarkowania, które od 5 marca 1902 roku rozpoczęło samodzielną działalność w Żędowicach.
Pijaństwo, niehigieniczne warunki mieszkaniowe, niedostatek wyżywienia i powszechne używanie do celów gospodarczych wód podskórnych były przyczynami częstych epidemii. I tak na przykład w 1901 roku kolonię Bemowskie nawiedziła epidemia tyfusu brzusznego, a w roku 1903 całe Zawadzkie objęła epidemia odry i szkarlatyny. W tym roku wieli dzieci z okolic Zawadzkiego zmarło na dyfteryt.
Prócz chorób zakaźnych plagę stanowiły choroby zawodowe, a szczególnie tak zwana „heksa”. Potocznie nazywano tak pewien składnik chemiczny, który skórę stykających się z nim robotników zabarwiała na żółto i z czasem powodowała zgon.
Temu stanowi rzeczy sprzyjała słabo rozwinięta służba zdrowia. W razie wypadku robotnicy z Żędowic korzystać mogli ze szpitala hutniczego w Zawadzkiem. Zatrudniony w nim jeden lekarz pracował też w lecznictwie otwartym w Żędowicach. Od roku 1898 był nim przybyły z Nowego Bytomia Herman Glatschke. W Zawadzkiem istniała ponadto otwarta w 1887 roku apteka. W 1907 roku utworzono tam okręgowy punkt konsultacyjny położnych nadzorujący działalność koncesjonowanych akuszerek z okolicy.
O ile opieka lekarska w drugiej połowie XIX wieku była zdecydowanie niedostateczna, o tyle szkolnictwo funkcjonowało już wtedy w Żędowicach stosunkowo dobrze. Pierwszą szkołę zorganizowano tu w 1804 roku. Potem w roku 1819 powstała druga jednoizbowa szkoła podstawowa, do której uczęszczało wtedy 100 dzieci. Pracowało dwóch nauczycieli.
Do roku 1853 w Żędowicach uczyły się też dzieci z Zawadzkiego, Filipolis, Świerkli i Bemowskiego. W następnych latach zaczął się proces scalania wspomnianych kolonii w gminie szkolnej Zawadzkie. Zakończył się on 1.VII.1898. roku odłączeniem od Żędowic kolonii Świerkle. Zawadzkie także jako ośrodek szkolny zdobyło przewagę. Na początku XX wieku w ośmioklasowej szkole podstawowej uczono tu siedemnastu przedmiotów, wśród których była religia, ortografia, rachunki, kaligrafia, ale także sadownictwo i nauka o przyrodzie. W tym samym mniej więcej czasie, w roku 1912 do sześcioklasowej szkoły w Żędowicach na ok.2070 mieszkańców uczęszczało 405 dzieci. Można sadzić, że umiejętność pisania i rachowania posiadała już wtedy zdecydowana większość mieszkańców Żędowic.
Szkoła i Kościół były ważnymi instytucjami propagującymi kulturę. Rozszerzenie działalności oświatowo-kulturalnej wiąże się jednak z pobytem w Zawadzkiem w latach 1851 – 1870 mistrza kowalskiego Juliusza Ligonia. Z jego inicjatywy zaczęto sprowadzać polską prasę i książkę, które następnie kolportowano wśród robotników. W jednym tylko roku robotnicy z Zawadzkiego i Żędowic sprowadzili gazet za 86 talarów. Wśród zamówionych tytułów były: „Zwiastun Górnośląski”, „Katolik” i ” Przyjaciel Ludu”.
W roku 1869 zawiązała się w Zawadzkiem pierwsza na Śląsku spółdzielnia kredytowo-pożyczkowa pod nazwą Towarzystwo Pożyczkowe dla Zawadzkiego i okolicy. Przy spółdzielni powstała biblioteka i czytelnia, nad którą patronat objął dyrektor Zarządu Towarzystwa – J. Szaflik.
Działalność J. Ligonia kontynuował przybyły do Żędowic w roku 1885 ks. J Wajda. Z jego inicjatywy we wsiach należących do parafii organizowano pielgrzymki do Częstochowy, Krakowa i Mogiły pod Krakowem. Przywożone stamtąd książki i czasopisma krążyły potem wśród mieszkańców wsi.
Pod koniec XIX wieku przy poparciu J. Wajdy sprowadzono do Żędowic i Zawadzkiego zespoły śpiewacze i teatralne z Królewskiej Huty i Bytomia. Celem ich występów miało być zachęcenie miejscowej młodzieży do utworzenia chóru i kółek teatralnych. W roku 1913 w Żędowicach powstało pierwsze w powiecie strzeleckim „Towarzystwo Śpiewu”, z którego wyłonił się potem chór „Cecylia”.


(Wypisy z książki „Cud w Żędowicach”
ks. J. Żyłki)